|
[...]I zaraz pierwszy hufiec, jeden z pomiędzy pięciu, złożony z dworzan i wysłużonych rycerzy, którzy mu przyrzekli wszędzie
i w każdej sprawie pomoc gotową, poprowadził w sam środek nieprzyjaciela. Zwarły się obie strony z zaciętością nieprzyjaciel
liczbą, Polacy męztwem przemagali, dając rozliczne dowody siły i odwagi: zaczem wielu z Krzyżaków padało albo odnosiło
rany; mało kogo brano w niewolą, nie myśleli bowiem Polacy oszczędzać ani litować się swoich wrogów; wszyscy pałali
żądza, zwycięztwa albo zemsty. Długo wątpliwy był los bitwy; Krzyżacy bowiem, mający podostatek wojska, w miejsce
poległych albo rannych świeżo podsuwali szyki. Ale Polacy, słusznym obostrzeni gniewem, po bohatersku walcząc, zawzięli
się ostatecznie zwyciężyć! albo zginąć. Nie cofnęli zatem kroku, ale skupiwszy się jakby w jeden nierozerwany węzeł, po
trupach poległych postępowali naprzód. Obecności też króla nie tylko mężnym dodawała serca, ale i gnuśniejszym nie
dozwalała zostawali w tyle. Już się było i słońce przetarło ze mgły, która w jesiennej porze często powstawać zwykła,
i dzień zajaśniał pogodny, który i sposobność ułatwiał do walki, i ochotę rycerską wlewał w serca walczących. Niepokoiła
tymczasem tak króla jak i rycerstwo niestatecznośc! umysłu Wincentego z Szamotuł wojewody Poznańskiego, żeby ten, który
ojczyznę pogrzebał w perzynie, zdradziectwem swojem wojska Polskiego nie naprowadził kędy na ukryto zasadzki. Ale
rzeczony Wincenty z Szamotuł wojewoda Poznański, który aż do tego dnia w obozie Krzyżaków przebywał, nie zawiódł
Władysława króla Polskiego: uderzywszy bowiem z własnym ludem i rycerstwem na nieprzyjaciół, przychylniejszy królowi i
Ojczyznie po zdradzie, niżeli mistrzowi i Krzyżakom po doznanych dobrodziejstwach, wielką zadał im klęskę, i dla zmazania
i zagładzenia swojej hańby wielkie w obec króla i całego wojska dał dowody swojej wierności i odwagi. Jakoż walkę w
kilku miejscach słabiejącą, głośnem wołaniem i zachętą, już - to rycerza już wodza pełniąc powinności, podtrzymał, i
jawnemi czyny stwierdził co był obiecał. Tknięty zgryzotą sumienia, które mu wyrzucało zdradę ojczyzny, i usiłujący
obmyć się z tej winy, a odzyskać straconą u swoich cześć i przychylność, postanowił odważyć się na największe
niebezpieczeństwa, nie szczędzić bynajmniej życia i zdrowia, i śmiercią chwalebną zetrzeć szpetnych czynów niesławę,
które im więcej miały w sobie okrucieństwa, tem piękniej było nagrodzić je nowemi cnoty. Po rozbiciu zatem i
zniesieniu przedniejszych hufców nieprzyjacielskich, którym rycerze zakonni albo najemni przywodzili, a między którymi
komturowie Herman Elblągski i Albert Gdański z znaczną liczbą Krzyżaków na placu legli, gdy wojsko Polskie dotarło do
innych chorągwi, mniej mających siły i odwagi, przerażone klęską swoich zaledwo zdolnemi były do odporu, a za śmielszem
natarciem Polaków ustąpiwszy i raz tył podawszy, w coraz większym cofały się popłochu. Już więc król Władysław o
zupełnym tuszył zwycięztwie, kiedy nowe nadeszło wojsko[...]
|